Gorce są piękne

Czwartek, 23 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria gorce
Jedna z lepszych wypraw w tym roku (do tej pory ;) ). Razem z Pawłem postanowiliśmy pojechać w Gorce. Pogoda tego dnia była bardzo niepewna, jednak prognozy zapowiadały polepszenie pogody w godzinach popołudniowych. Trasa zaczynała się w Rzekach, żółtym na Gorc Troszacki, Kudłoń, Turbacz i dalej czerwonym/zielonym na Gorc.
Kiedy cumowaliśmy samochód przy jakimś lokalnym sklepiku, pogoda była fatalna.

Jednak decydujemy się na jazdę. Na początku troszkę błądzimy, i wspinamy się stokiem narciarskim, jednak dosyć szybko wracamy na właścimy szlak. Początkowo da się jechać, jednak później Gorce pokazały "ząbki" trzeba było pchać, na szczęście nie długo.

Zdobywamy kolejne szczyty, i pierwszy gwóźdź programu Kudłoń na któym robimy popas. Tuż za szczytem zaczyna się fajny zjazd do przełęczy Borek.

Nagle tuż przed Czołem Turbacza nadchodzi obiecana jasność. W 30 sekund z totalnie zachmurzonego nieba robi się taka oto pogoda. Bajka... . Gorce się odsłoniły i nastały przpiękne widoczki :D .

Dalej kontynuujemy w kierunku Turbacza.

Ze szczytu podziwiamy piękne widoki na Gorczańskie szlaki. Zjeżdżamy na obiad do schronu po Turbaczem. Opinia o tym schronisku nie jest najlepsza, jednak na mnie nie wywarło negatywnego wrażenia, może nie jest tak kameralnie jak innych schroniskach, ale tragedii nie ma . Jedzenie też niczego sobie - dobre i szybko podane.

Opuszczamy Turbacz i jedziemy Halą Długą (to właśnie ta polana pokazała nam się pierwsza po poprawie pogody na Czole Turbacza) w kierunku Kiczory.

Ze szczytu Kiczory podziwiamy piękne widoki na jezioro Czorsztyńskie oraz na pasmo Lubania.

Kapliczka Bulandowa (z 1904r) wokoło której snuje się kilka legend. Sprzed kapliczki rozciągają się przepiękne widoki na całą nasz dzisiejszą trasę: od Kudłonia do Gorca.

Dalej zaczyna się chyba jeden z najlepszych odcinków, którym kiedykolwiek jechałem. Zielony szlak na Gorc, cały czas jedziemy pięknym szlakiem gdzie kontrastują z sobą zielone paprocie i obumarłe drzewa


I w końcu dobijamy do ostatniego szczytu na trasie Gorc (Kamienicki). Widoczki na pasmo Lubania zachęcają do dalszej eksploracji tego rejonu.

Teraz już tylko zjazd, w sumie to tylko poczatkowa część ciekawa, później gubimy szlak i zjeżdżamy drogą zwózkową do Rzek. Jednak po drodze zatrzymujemy się i podziwiamy widoczki na Beskid Wyspowy i Mogielicę (która dała nam popalić tydzień wcześniej ;) )


I jeszcze ostatnie spojrzenie na przebyłą trasę.


I zmykamy na dół do samochodu. Jak widać pogoda zmianiła się o 180 st. słoneczko towarzyszyło nam już do końca dnia.
Gorąco polecam tą trasę, jest tam wszystko co każdy endurak uwielbia. Dzikość przyrody, idealnie utrzymane i oznakowane szlaki tworzą niepowtarzalny klimat.

Diabelski most - dosłownie.

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Jura Krakowska
Postanowiliśmy z Żanetką pośmigać na rowerach po Jurze. Był to dla nas debiut w tych okolicach, na szczęście bardzo udany.
Samochód zostawiliśmy na parkingu PKP w Krzeszowicach, skąd rozpoczyna się i kończy niebieski szlak rowerowy, prowadzący nas po pięknej i tajemniczej okolicy Krzeszowic.

Pierwszym punktem na mapie jest Bartłowa Góra, podjazd nie jest ciężki, a na widoku ukazały się ruiny zamku Tenczyn.



Szlak nie jest wymagający technicznie i początkowo przebiega szeroką drogą leśną.


Robimy sobie przerwę śniadaniową z widoczkiem na kamieniołom Wapienna-Czatkowice.


Teraz krótka, ale fajna "dzida" w dół i zjeżdżamy do Czernej, później trochę asfaltem i zaczyna się właściwa część wycieczki. Okolice ruin "Diabelskiego Mostu" budzą emocje.



Przechodzimy przez malowniczy mostek i wjeżdżamy na mistyczny obszar ruin klasztoru z XVII w.

Tuż przed mostem znajduje się Furta Siedlecka, która stanowiła wejście do klasztoru.


Początkowo most ten nazwany był „Mostem Anielskim” jednak miejscowa ludność zmieniła nazwę na obecną- coś w tym jest. Most miał 18 metrów wysokości, 120 metrów długości i 9,5 metra szerokości. Robi wrażenie.





Opuszczamy ten teren i jedziemy w górę, jadąc wzdłuż granicy kopalni wapienia Czatkowice.

Przejeżdżając przez Bramę Siedlecką opuszczamy teren ruin klasztoru, cały czas jedziemy jednak wzdłuż ruin wysokiego kamiennego płotu.

Dalej jedziemy bardzo starym lasem, gdzie pełno powalonych drzew.
I do dzisiaj się zastanawiamy się czy to Diabelski most nas tak nastroił, dreszczyk emocji cały czas nam towarzyszył.


Przeciskając się przez kolejne suche konary starych drzew....


Wjeżdżamy na cmentarz, szlak prowadzi praktycznie po grobach.


Jak się okazuje jest to cmentarz poległych żołnierzy z 1’szej wojny światowej. Szybko się zwijamy...


W końcu dojeżdżamy do „cywilizacji” kierunek i szlak znany.


Dalej szlak juz spokojny bez niespodzianek, kilka długich szutrowych zjazdów....


I jesteśmy w Krzeszowicach.
Polecam tą wycieczkę, na pewno zapadnie w pamięci.